Pierwsze spotkanie z uchodźcą

        W dzisiejszym poście zamierzam zaburzyć nieco chronologiczny porządek swojej relacji i przenieść się dla Was do dnia dzisiejszego. Konkretnie do wydarzeń, które miały miejsce zaledwie dzisiaj rano! Otóż, rozpoczęłam właśnie mój długo wyczekiwany Sprachkurs! Kurs językowy, którego tak bardzo nie mogłam się już doczekać, dzisiaj wreszcie się rozpoczął! Moja ekscytacja i radość nie znały granic, ponieważ pokładam w tym kursie ogromne nadzieje. Chcę z niego wynieść najwięcej jak się tylko da, rzucić tę kiepską pracę, którą mam teraz, i znaleźć coś lepszego! Może nawet w moim zawodzie? Chcę się intensywnie uczyć i rozwijać a moim celem jest dwujęzyczność. Całkowita swoboda wypowiedzi w języku niemieckim.  


Z takimi postanowieniami i marzeniami przekroczyłam dziś próg szkoły. Jednak moje pozytywne nastawienie i pełne optymizmu podejście szybko przerodziły się w wielkie rozczarowanie a nawet zażenowanie…


Uchodźcy. Dzisiaj po raz pierwszy miałam z nimi bezpośredni, osobisty kontakt. Dotąd widywałam ich jedynie z daleka, gdzieś tam przemykali czasami ulicami mojego miasteczka. Nigdy nie zwracałam na nich większej uwagi, raczej starałam się ignorować ich obecność i nie myśleć o nich, aby oszczędzić sobie nerwów. Jednak dzisiaj znalazłam się w jednym pomieszczeniu z grupą Syryjczyków i dwoma obywatelami Afganistanu. Nie powiem, że się tego nie spodziewałam. Przypuszczałam, że część kursantów mogą stanowić uchodźcy, ale 90%?! Oprócz nich byłam tam ja, jedna Litwinka i sympatyczny Clint z USA. Co ciekawe, nawet nasza nauczycielka nie jest Niemką! Pochodzi z Rosji!


Czułam się dziwnie. Nieswojo. Nie nazwę tego strachem, ponieważ to byłaby przesada, ale odczuwałam dyskomfort. Powtarzałam sobie w duchu, żeby nie patrzeć na każdego z nich przez pryzmat uprzedzeń, nie każdy z nich jest przecież gwałcicielem albo mordercą. Mają też rodziny, dzieci… Nie jestem przecież rasistką ani ksenofobem. Ale niestety nie potrafiłam. 


Moje negatywne odczucia potęgowało zachowanie większości z nich. Totalny brak szacunku albo jakiegokolwiek zaangażowania w przebieg zajęć. Rozmawiali ze sobą w swoim języku i robili to na tyle głośno, że przeszkadzali prowadzącej. Pisali na smartfonach, głośno żartowali a pierwsze 15 minut zajęć zmarnowali na wykłócanie się o dłuższe przerwy! Przepraszam bardzo, przyszli tutaj się czegoś nauczyć czy odpoczywać? Ponadto naprawdę nie rozumiem, kto pozwolił niektórym z tych osób przejść na kolejny poziom kursu… Powinni zostać na A1 i utrwalać najprostsze podstawy, z którymi mają poważny problem! Zero zaangażowania a co dopiero jakiejś chęci do nauki. Albo może trochę wdzięczności? Że ktoś chce ich nauczyć, ktoś chce pomóc? Nic. Wielkie nic. 


Przyjeżdżają tutaj i dostają wszystko… Naprawdę wszystko. Uchodźcy za darmo jeżdżą autobusami, bezpłatnie wchodzą na basen, dostają od miasta mieszkanie, mają opłacane rachunki i jeszcze dostają pieniądze na życie tak po prostu, za nic! Mają zapewnioną opiekę lekarską, nie muszą pracować, dostają za darmo kurs językowy aby łatwiej było im się tutaj zadomowić i odnaleźć… A ja? Ja nie dostałam nic, bo przyjechałam z kraju należącego do Unii Europejskiej. Za kurs muszę zapłacić a pieniędzy z powietrza nie wezmę więc pracuję. To niedowierzanie na ich twarzach kiedy usłyszeli, że po zajęciach idę jeszcze na 8 godzin do pracy…


Napiszę raz jeszcze: nie odmawiam tym ludziom pomocy. Nie możemy pozostawać obojętni na ludzkie cierpienie i na krzywdę wywołaną ogromnym złem, jakim jest wojna. Oburza mnie jedynie fakt, że oni zachowują się, jakby im się wszystko należało. Oni nie szukają pomocy - oni jej oczekują. I nie dają od siebie nic w zamian. Czy tylko mi się wydaje, że coś tutaj jest nie w porządku?  


Komentarze

Popularne posty

Napisz do mnie!

Nazwa

E-mail *

Wiadomość *